rzeczownik, rodzaj nijaki. (1.1) anat. u ludzi i wielu zwierząt: organ ( mięsień ), którego praca powoduje przepływ krwi w organizmie; zob. też serce w Wikipedii. (1.2) przen. pot. współczucie, pozytywne cechy wobec innych, ludzi i zwierząt. (1.3) przen. zapał, chęć robienia czegoś jak najlepiej. fWmJi. mieć złote serce po francusku tłumaczy się na: avoir un cœur d'or (znaleźliśmy 1 tłumaczeń). Tłumaczenia w kontekście mieć złote serce zawierają przynajmniej 109 zdań. Między innymi: Ona ma złote serce. ↔ Elle a un cœur d'or.. mieć złote serce tłumaczenia mieć złote serce Dodaj avoir un cœur d'or Ona ma złote serce. Elle a un cœur d'or. Ale miała złote serce... Mais elle avait bon coeur. Niektórzy udają, że są niewzruszeni, ale mają złote serca. Certains ont beau se cacher sous leurs faux airs de dur, ils ont des cœurs en or. Literature Ta kobieta ma złote serce, jak sam powiadasz, ale gadulska... oj, kawał gaduły! C'est une femme au cœur d'or, comme tu dis, mais une bavarde — un peu bavarde Literature Alonso miał złote serce, uśmiechniętą twarz i szczególną słabość do Tobyego, swojego Vincenzo Alonso était un homme au grand cœur, souriant, qui se prit d’affection pour ce Toby qui était son Vincenzo Literature Woody ma złote serce, ale wszystko potrafi spieprzyć. Woody a le cœur sur la main, mais tout ce qu'il touche se transforme en merde. Ludzie mówili, że myje się tylko latem jak Kurdyjki, ale ma złote serce. Les gens disaient qu’elle ne se lavait qu’en été, comme les femmes kurdes, en revanche elle avait un cœur d’or. Literature I okazało się, że ma złote serce Et vous avez trouvé un propriétaire avec un cour en or opensubtitles2 Ma złote serce. Elle a beaucoup de bonté au fond d'elle. Ta kobieta musi mieć złote serce! Elle doit avoir un cœur d'or ! Literature W rzeczy samej, jak często mawiała macocha, Zoë miała złote serce. De fait, comme sa belle-mère le faisait souvent remarquer, Zoé avait très bon cœur. Literature Wiedziałem, że masz złote serce. Je savais que vous aviez un coeuraimable. opensubtitles2 Trudno trafić na kogoś lepszego, bo Jusuf ma złote serce. Vous ne pourriez en trouver de meilleur, Jean-Paul, cet homme a une âme et un cœur d’or. Literature "A jeśli ktoś powie „Masz złote serce, Marku"", natychmiast się stąd wyniosę" Et si j’entends quelqu’un dire « Marcus, tu as un cœur d’or », je quitte la maison. Literature Ma złote serce serce i takie samo ciało. Un cœur d'or et un corps idem. Ale pomijając wszystkie te drobne dziwactwa, Norma miała złote serce. Malgré ses petites manies et ses fréquentes crises de nerfs, Norma avait un cœur d’or. Literature – Armida zawsze miała złote serce – przyznał kierowca. – Chciałem powiedzieć, pani Armida —Armida a toujours eu un cœur d’or —acquiesça le chauffeur—. Literature " Jestem bogaczem, ale mam złote serce "? " Je suis riche, mais c'est bon car j'ai un coeur d'or "? Miał złote serce, nie można było go nie lubić. Il avait un cœur en or, on ne pouvait pas s’empêcher d’éprouver de l’affection pour lui. Literature Najpopularniejsze zapytania: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M [Zwrotka 1: Hase] Ja nie mam złotego serca na bank, bardziej morderca ze wzorku Bo patrzę w lustro i widzę w chuj wrogów wokół Mam niebieskie oczy, które przechodzą w nocy w czerwień Kurwa, nie ja przez to cierpię, tylko ludzie z boku Może to tombak? Podróbka złota, wiesz jak Mimo, że mam serce w próbkach, oni mają na bank żywe w piersiach Ja nóż wbijam, wwiercam się głębiej Oczy wychodzą im na wierzch pewnie, a to nie zdziwienie Rany nie bolą, gdy serca jak złoto, zalewa krew je Ale goją się, tylko w pięść zaciska gniew, co jednej I nie krzyczy niby nikt, niby krzywdy nie ma Tylko szept gdzieś ze strychu zakurzonego sumienia Gdzieś w piwnicach dobra schowane cząstki człowieczeństwa Nie przelewam złotej krwi w słoiki, jako trofea Nie wieszam ich zdjęć na ścianach i nie nagrywam filmu z życia Zabijam przez nieświadome działania dzisiaj [Refren: Pajac] A Ty chodź tutaj, gdzieś gdzie blask znika Gasną światła, ja i Ty krzyżujemy życia Serca łączą się w jedno, tylko wtedy są złote Nie mów nic, po prostu umiem czytać spod powiek [Zwrotka 2: Pajac] Lubiła wino i gwiazdy, szukała w tłumie emocji Jest szczera, gdy tylko raz głęboko spojrzysz jej w oczy Serce ma złote, jakoś tak głosi legenda Wie o nas wszystko i właśnie od nas chce zrozumienia Czasem na spółkę z bólem działają w jedną stronę To nie jej wina, to serca, a nie każde jest złote Pukała do moich drzwi, mówiłem: czuj się jak w domu Jednocześnie potrafi wyjść i zostać gdzieś w środku Ktoś sypał proch na ladę i choć nigdy nie byłem tchórzem To mój nos ani razu nie chciał wciągnąć go z kurzem Nocami, gdy szatany ruszają na miasto Ja śpię, bo chujowo łączę czas wolny z pracą W weekendy serce złote schodzi na drugi plan Butla w dłoń, leczę zło, złem tak, tak, cały ja Serca, jak wielka rana, która nie chce się goić Złoto - często nas niszczy, mylą pozory [Refren: Pajac] A Ty chodź tutaj, gdzieś gdzie blask znika Gasną światła, ja i Ty krzyżujemy życia Serca łączą się w jedno, tylko wtedy są złote Nie mów nic, po prostu umiem czytać spod powiek [Zwrotka 3: Hase] Oni mają złote serca na bank Nawet przez nie widać blask w ich spojrzeniach I stoją twardo jak głaz Nie spotykamy się w miejscach, gdzie nas nie ma Prawda, ale nawet koniec świata takiej aury nie rozdziera na dwa Nie każdy sen się ich spełnia Pusta księga na blat, wspomnienia wywołane w ciemniach Świat atakuje z każdej strony ich Nawet jeśli pomysł znikł, na jutro serce dopompuje litry krwi Tak się toczy to Złota tony w sercach, gdy ból napiętrza się na pięter sto Mają dość czasem, bo rany krwawią Płaczem nie zaleczy nic, nawet jeśli Bóg stanąłby za nią Gniew to nie odbicie zła w złotych sercach Żyły są jak świeczka - dają światło oprócz odrobiny ciepła Nie wieszają swych zdjęciach na ścianach, nie nagrywają filmu z życia Nie dostrzegają wrogów w luster odbiciach [Refren: Pajac] A Ty chodź tutaj, gdzieś gdzie blask znika Gasną światła, ja i Ty krzyżujemy życia Serca łączą się w jedno, tylko wtedy są złote Nie mów nic, po prostu umiem czytać spod powiek MIAŁA SERCE.(OBRAZEK SŁONECZNY).Spotkali się po kilku latach. W mogile składano jedyne dziecię, zrodzone z krótkotrwałego małżeństwa. Dziecię to wydzierali sobie wzajem, targali, nie jego sercem, było na to zbyt maleńkiem, ale ciałkiem tego zawiązku człowieka, aż śmierć zlitowała się i uchroniła je przed dalszym losem, który się źle zapowiadał. Śmierć nie zawsze bywa tak miłosierną. Nad trumienką dziecka ojciec i matka stanęli naprzeciwko siebie, zapewne po raz ostatni. Wszak teraz nie wiązało ich nic już, nic wcale, a nienawidzili się wzajemnie, dali tego tysiące dowodów. Majowa zieleń uczyniła podobnym cmentarz wiejski do ogrodu. Przez młode liście akacji, brzóz, kalin, jarzębin, ocieniających mogiły, słońce rozścielało ruchome światła, migające za podmuchem wiatru. Co chwila zabłysnął śród trawy jaskier żywą barwą, błękitniała modra sasanka, zabieliły się płatki rumianku, kropla rosy zamigotała barwami tęczy, jak brylant w trawę rzucony, i w cień zapadała. W powietrzu unosiła się woń bzów rozkwitłych, mieszających się z miodowym zapachem rzepakowego łanu, który rozciągał się żółtym kobiercem, tuż za nizkim murem cmentarza. Wśród zieleni świegotały ptaki, brzęczały owady, kukułka odzywała się wesołą nutą. Był to rozkoszny poranek, niebo bez chmury nie miało jeszcze letniej spiekoty, promienie słońca nie paliły południowym żarem, lekkie powietrze rozszerzało piersi. W taki poranek śmierć zdaje się anomalją, wierzyć nie można, że ona istnieje, a jednak — stali na cmentarzu, ziemia z głuchym łoskotem spadała na trumnę ich dziecięcia... On stał surowy, blady, z brwią ściągniętą. Może teraz żałował zatargów, co skończyły się tak tragicznie. Czy mieli dla dziecka rodzicielskie uczucia i Wszakże w ich to imieniu wydzierali je sobie wzajem. „Taki ojciec“! „Taka matka“! — odzywało się z oburzeniem każde z osobna. „Albo on wie o tem, że ma dziecko“? — dodawała kobieta, przygryzając wązkie wargi. „Zwierzę każde więcej dba o swoje małe“, — mówił mężczyzna z wściekłością. Z powodu tego przekonania, on wśród zimowej zamieci podjechał pod mieszkanie żony i wykradł dziecię z mamką podczas jej nieobecności. Mówił, iż miał do tego prawo, wszakże matka nie czuwała nad niem. Potem ona przez policję odbierała mamkę, która, jak twierdziła, zbiegła samowolnie. I tak było dalej aż do śmierci maleństwa. Może on pomyślał teraz, że dziecię w innych warunkach rozwijałoby się i żyło. Może odzywały się w nim chóry wspomnień i sięgały w przeszłość daleką?.. Usiłował odwrócić oczy od tej kobiety, którą niegdyś kochał... Otulona czarnemi krepami, wspierała się o pień brzozy. Nie mógł widzieć jej twarzy, widział tylko wysmukłą kibić. Słońce rzucało snop promieni na gruby, kasztanowaty zwój włosów, zwinięty nad karkiem, i wydobywało z nich rudo-złote odblaski. Włosy te miał zawsze przed oczyma, pamiętał ich miękkość, pamiętał woń, gdy tonął w nich ustami, a gdy rozplatał je, pamiętał tę kaskadę przyćmionego złota, przejmującą go dreszczem rozkoszy. Pod koroną włosów było czoło białe jak śniegi, brew gęsta i oczy nieokreślonego koloru. On wpatrywał się w nie miesiące i lata, dostrzegał kolejno iskry gniewu i rozkoszy, blask dumy, radości, szyderstwa, ale nie dostrzegł nigdy serdecznego promienia, coby zmiękczył ogień źrenic, rzucił na nie łzawą zasłonę i dał im ciepło tkliwości. Ileż razy próbował wszystkich strun jej duszy po koleji! Ta nie oddźwiękła mu nigdy. Łudził się długo, chciał się łudzić: ta kobieta nie była w stanie kochać. Przekonał się o tem i miłość jego przeszła w nienawiść. Są chwile, w których z szybkością błyskawicy snują się w myśli obrazy. Tak było z nim teraz. Źrenice jego, zamiast zwracać się ku trumnie, utkwione były w gruby splot włosów pochylonej przed nim kobiety, a przed nimi przesuwały się tłumnie widziadła dni minionych, kiedy spotkał ją po raz pierwszy i odczuł odrazu ten dreszcz tajemniczy, przejmujący całą istność ludzką, gdy ją owładnie nowa potęga. Od tej chwili należał do niej. Potem, przypomniał sobie pierwszy uśmiech odnaleziony na jej ustach, uścisk miękkiej dłoni drżącej w jego ujęciu, zamienione wyznania. Szczęście... Mówiono mu, że to zimna zalotnica, że szuka bogatego męża, że przed nim zarzucała sieci na bogatszego jeszcze, chciano dawać dowody. Nie słuchał. Czy kiedy kochający podobnym oskarżeniom uwierzył? Szalony — szalony! Nastąpiły dni rozkoszy i dni wściekłości. Nie chciał a musiał dostrzedz, że wzrok żony ścigał innego, że ten inny stanął pomiędzy nimi, a wówczas widział go, zawsze przed sobą, zawsze i wszędzie, chociażby o setki mil był oddalony. Odtrącił ją wreszcie, a ona rozwinęła skrzydła jak rozpętany ptak ku swobodzie. Teraz nic już nie stało pomiędzy nią a ukochanym. Nie spojrzała nawet na męża, nie domyślała się, że trawiła go dzika żądza zemsty, że zapaliło się w nim pragnienie zadania jej choć części cierpień, jakich przez nią doświadczył, że nienawidził ją tyle przynajmniej, ile kochał niegdyś. Czy wykradł to dziecię, które teraz grzebali z miłości ojcowskiej? Nie, nie. On szukał tylko zemsty, on chciał jej wydrzeć to, co ukochała, jak ona wydarła mu siebie. Wet za wet, rana za ranę, a może był to sposób jak inny wrażenia się w jej pamięć, może tylko pozór myślenia o niej, zajmowania się nią. Teraz zrozumiał to dobrze wobec tej mogiłki rosnącej mu pod stopami. Przejrzał jasno we własnem sercu. Dziecię, cóż mu dziecię? Alboż obejrzał się za niem, alboż serce jego się ściskało? Zamiast sinej i martwej twarzyczki, on widział przed sobą zwój tylko kasztanowatych włosów, ocieniający kark puszysty, cały złotym meszkiem osnuty, i postać smukłą, gnącą się pod nadmiarem boleści. To sprawiało mu dziką rozkosz, ha! więc cierpiała ona także, nareszcie! Wiedział, gdzie ugodzić, kiedy jej dziecię wykradał. Każda matka dziecko swoje kocha, to prawo natury. Zapomniał, iż odsądzał ją niegdyś od tego prawa, dowodził, iż zwierzę więcej od niej dba o swoje małe... Mogiła była już prawie zasypaną, w miarę jak rosła, kobieta pochylała się nad nią, głuche łkanie wstrząsało jej piersi i widać było pod czarną tkaniną sukni, drganie ramion, co chwila ściągających się spazmatycznie. Łkania jej dziwiły go, uspakajały. Nie sądził, aby mogła tak bardzo odczuwać jakąkolwiek stratę. Więc ona jednak ma coś nakształt serca! I nagle ta kobieta przedstawiła mu się w odmiennem świetle. Może to on nie zdołał serca jej rozbudzić? Może to był kwiat mimozy, który się zamknął pod szorstkiem dotknięciem? Dokonywała się w nim przemiana dziwna. Całe życie był człowiekiem gwałtownych uczuć i gwałtownych zwrotów. Nienawiść jego pierzchała nagle, budziły się zapomniane uczucia, nadzieje, dawne pragnienia młodzieńcze, rozwijała się znowu nić marzeń, taka, jaka snuła się przed nim w dniach wiośnianych. Marzenia te nie sięgały niepodobieństw: nie szukał zaczarowanych dziewic na sobotnich górach, nie pragnął tajemniczego kwiatu paproci, ani skarbów zaklętych, jakie on odkrywa. Zwyczajne ludzkie życie, pełne prostych uciech, a chociażby i trosk prostych, towarzyszka dobrej i złej doli, dzieci, w którychby się odrodził, które dalej rozwijałyby jego myśli, prowadziły pracę. Czy nie miał prawa sądzić, iż los spełni te skromne żądania? Zapomniał tylko w rachunku swoim, że los ma ludzką naturę i źle obchodzi się ze skromnymi. Im kto mniej pragnie, tem mniej otrzymuje. Te wszystkie marzenia powracały mu do myśli. Czy przynosiła mu je woń wiośniana, czy ta postać kobieca pochylona w łkaniach, czy też ten pogrzeb krwi jego? W miarę jak matka oczyszczała się w jego pamięci, i dziecię odzyskiwało pierwotne miejsce w jego sercu, zaleciały je miększe uczucia, budził się przestrach i wyrzut. Po raz pierwszy zapytał sam siebie: czy spełniał obowiązki ojca względem tego dziecięcia, czy wydzierał je matce z miłości czy też z nienawiści? Ona niezawodnie kochała je lepiej od niego, skoro odbyła długą podróż, ażeby choć zwłoki jego zobaczyć, oddać ostatnią posługę. W jej rękach ono może nie byłoby umarło? Kto wie, czy nie ta myśl przygniatała ją teraz, czyniła bardziej gorzkiemi łzy, żal mieniła w rozpacz? Gdyby spojrzeć w jej oczy i wyczytać... Zapomniał, że tego, czego pragnął, nie wyczytał w nich nigdy w żadnej chwili wspólnego życia. Zapomniał o zawodach swego małżeństwa, widział ją tylko leżącą twarzą do ziemi w pognębieniu ostatecznem. Smukła, bezsilna kibić, obciśnięta czarną szatą, rysowała się na bladej żółtości piasku świeżej mogiły, ciężkie sploty włosów brały w siebie słońce, drżały złotem światłem, a lekkie tchnienie wiatru rozwiewało wkoło nich złote włoski wymykające się wielkim szyldkretowym szpilkom, które całego ich bogactwa utrzymać nie mogły. — Omyliłem się. Ona ma serce, — powtarzał sobie uparcie jak lunatyk, krążący około jednej myśli. Gdybym do tego serca przemówił? To było już proste następstwo poprzednich myśli. Jak przemówić? Rozeszli się od tak dawna, tyle nienawiści, obelg, złorzeczeń, nagromadziło się między nimi, iż żadne słowo nie przychodziło mu na usta. A jednak zdawało mu się rzeczą prostą, wziąć ją w objęcia, złożyć tysiące pocałunków na tych włosach, których woń subtelną miał w pamięci, tak żywo, jak gdyby ją czuł w tej chwili, i unieść jak swoją. Ona miała serce; jak mógł tego nie widzieć, jak mógł o tem wątpić, brać na serjo żarty z tym drugim, posądzić ją... alboż nie oddała mu swej ręki dobrowolnie, alboż nie ukochała go od pierwszego spojrzenia, jak on ją? Ten drugi mógł wszakże dawno zbliżyć się do niej. Więzy, które wiązały męża z żoną były tak nikłe, ten drugi zerwać je mógł z łatwością, on, co był tak bogaty, gdyby zechciał tylko? Nie, ta miłość istniała jedynie w jego chorobliwej wyobraźni. Gdzież on miał zmysły, kiedy ją posądzał? Ona wówczas nie broniła się nawet, rzuciła mu w oczy urąganie. Czy mogła inaczej postąpić?.. A on w tem urąganiu niewinnej widział dowód winy. Szalony! szalony! Zdejmowała go litość, trwoga nawet, gdy patrzał na piękną postać kobiety, której łkania wzmagały się zamiast uspokajać. Była samą, chociażby ją nienawidził nawet, powinien był pomódz. Bezsilność jej dodała mu odwagi. — Marjo — wyrzekł zdławionym głosem, pochylając się nad nią. Nie usłyszała go, może nawet usłyszeć nie mogła. Duch jej zapewne przebywał z duchem dziecięcia. On pochylił się więcej jeszcze. — Marjo! — powtórzył. I znów głos jego cichy przebrzmiał daremnie. Wówczas rękoma ujął ją za ramiona i usiłował podnieść, ale ręce jego drżały tak bardzo, iż nie był w stanie dźwignąć wiotkiego ciała. Zwróciła ku niemu głowę. Zamiast gniewnego spojrzenia okazała mu oczy przymknięte, z których spływały dwa strumienie łez. Ujrzał znowu to czoło białe jak śnieg, brwi gęste i drobne usta, to oblicze, które miał w oczach ciągle, nieustannie zarówno w chwilach gniewu, nienawiści jak żalu. Fala wspomnień uderzyła w niego z taką mocą, iż świat cały zawirował mu w oczach. Nie spostrzegł jak przez firankę rzęs, przez łzawe krople, źrenice jej słały ku niemu badawcze spojrzenia, jak spojrzenie to sprzeczało się z wybuchami żalu, z łkaniem, z omdleniem, i świadczyło o zupełnej świadomości i zawładnięciu sobą. Była to tylko chwila, mgnienie powieki, coś na kształt drgnienia światła, co przebiega burzliwą chmurę, on nic nie zauważył, czuł tylko jej kibić przy piersi, czuł tylko jej głowę na ramieniu i ten zwój włosów miękki i ciężki, którego woń przenikała go jak niegdyś. — Marjo — wyrzekł znowu, teraz już z prośbą i zapytaniem, tak wyraźnem, iż trzeba było tylko odrobiny dobrej woli, ażeby go zrozumieć i jednego słówka, jednego śmiechu, ażeby przeszłość pierzchła jak zły sen i rozpoczęło się znowu dawne życie. Czyż ona nie zrozumiała? Ona, co umyślnie obwinęła się w krepy żałobne, przybrała pozór matki bolejącej, by to zapytanie usłyszeć? Była panią położenia, zrozumiała jednem błyskawicznem spojrzeniem, i dlatego wyzyskać je chciała. Usta jej nie otwarły się, oczy nie przestały tonąć we łzach. Może też łzy te nie były udane? Wszak zawiodły ją świetne plany przyszłości, wszak poza sobą zostawiła nadzieje wszelkie i teraz nie miała już innej drogi, jak zdobyć znowu człowieka, którym wzgardziła niegdyś, z którym toczyła przez lat parę walkę zażartą. Boleść jej miała wymowę, której by żadne słowa nie dorównały. Gdy głowę wspierała na jego ramieniu, przypadkiem wypadła szpilka, utrzymująca węzeł włosów, które złoto-brunatną falą spłynęły ku ziemi. Machinalnie zanurzył w nie rękę i czuł znowu ich jedwabistą miękkość. Niezawodnie ona miała serce! Teraz znikły wszelkie wątpliwości... Wobec samego siebie przyznał się do winy, trzeba było winę odpokutować. Ta kobieta została ciężko znieważoną. Serce teraz, to zaprzeczone serce, skłaniało ją do wspaniałomyślności; zbyt szlachetna, by pastwić się nad pognębionym, musiała jednak odczuwać żal ciężki. Czy miał tej szlachetności nadużywać? Należał do ludzi, którzy nic nie robią połowicznie. — Marjo, przebacz, zawołał cisnąc ją do siebie, jak odzyskane dobro. Przebacz, zapomnij, daruj! Na usta jego cisnęło się inne jeszcze słowo. Ona to zrozumiała, uczuł znowu jej serce na swem sercu i tulące się do niego ramiona. Był w Piratach z cały świat w poszukiwaniu zdjęć. Ma naprawdę złote serce i nerwy ze war Segler bei"Fluch der Karibik"Ma taką fantazję że jestem striptizerką o złotym Pomaga mi ze Wcale nie mówił o studiachMa złote serce(i takąż zbroję) i jest miły i uprzejmy dla każdego spotkanego einem Herzen aus Gold(und einer goldenen Rüstung) ist Flash Sentry hilfsbereit und freundlich zu allen Ponys die er naszych jednokolorowych klipsów do smoczków możecie Państwo nie tylko wybrać ponad 30 różnych kolorów jak np. słoneczny żółtydelikatny zielony czy błyszczący złoty lecz również zdecydować czy klips będzie miał kształt koła czy unseren einfarbigen Schnullerclips haben Sie nicht nur die Wahl zwischen über 30 verschiedenen Farben wie zum Beispiel einem sonnigen Gelbzarten Grün oder glänzendem Gold sondern können außerdem selbst entscheiden ob Sie lieber einen kreis- oder herzförmigen Clip wünschen. Wyniki: 21, Czas: Bajka o dziewczynce, która została księżniczką (Lars von Trier usłyszał tę opowieść po raz pierwszy jako dziecko. Wiele lat później zainspirowała go ona do stworzenia trylogii Złote Serce, na którą składają się filmy Przełamując fale, Idioci i Tańcząc w ciemnościach). Głęboko w gęstym lesie stał samotny, mały domek. Mieszkała w nim mała dziewczynka o tak dobrym sercu, że zwano ją Złotym Serduszkiem. Ale Złote Serduszko była bardzo biedna i samotna. Nie miała ani taty, ani mamy. Pewnego dnia, kiedy ogień w kominku dogasał, a do jedzenia zostało jej tylko ciastko, Złote Serduszko postanowiła wyruszyć w świat. Z ciasteczkiem w ręce, podpierając się kijem, wędrowała przez gęsty las. Najpierw spotkała starą kobietę, która była tak bardzo głodna, że Złote Serduszko dała jej ciastko. "Weź je, babciu, ja sobie poradzę", powiedziała. Potem napotkała wędrowca - był stary i zmęczony. "Weź mój kij i podeprzyj się, drogi staruszku - powiedziała - jakkolwiek będzie, ja sobie poradzę." Kiedy nastał wieczór i Złote Serduszko poczuła się zmęczona i śpiąca, położyła się w lesie aby usnąć. "Trochę tu pusto - pomyślała - ale pomodlę się i poradzę sobie". Nazajutrz podeszła biedna dziewczynka, której było zimno w głowę. Złote Serduszko podarowała jej swoją czapkę. "Weź ją, dziewczynko, ja sobie poradzę" - powiedziała. Przez most przechodził chłopiec. Było mu zimno, bo jego koszula była cała w strzępach. Wtedy Złote Serduszko zdjęła swoją bluzeczkę i dała ją chłopcu. "Włóż ją, ja sobie poradzę", powiedziała. Złote Serduszko nie miała teraz już nic do oddania, była naprawdę biedna. Ale następnego dnia zdarzyło się coś niezwykłego. Spadł na nią z nieba deszcz gwiazd, które zamieniły się w pieniądze. "Teraz sobie poradzę" - powiedziała. I pewnego pięknego dnia zjawił się książę i poprosił Złote Serduszko o rękę: "To ja jestem chłopcem, któremu podarowałaś swoją bluzkę. Twoje serce jest ze złota, dlatego chciałbym, abyś była moją księżniczką". "Weź więc moje serce" - powiedziała Złote Serduszko - "ja sobie poradzę". tłum. Joanna Tamborska

ona ma złote te serce